Grażyna Grzegorska-Wolin
1952-2025
W latach pełnych ważnych wydarzeń
Grażyna została poddana próbom niezależności,
która dla niej była zawsze bardzo ważna.
W lutym 1979 roku, jako dziennikarka "Sztandaru Młodych",
miała jechać w studenckim pociągu przyjaźni do Leningradu.
Jej nie interesowała przyjaźń, ją interesował Ermitaż.
Na dworcu okazało się, że jednak tam nie pojedzie,
choć takie były ustalenia. Poczuła się oszukana i zlekceważona,
więc zareagowała. Pociąg odjechał bez niej.
W redakcji burza, bo obawiano się kłopotów dla gazety,
no bo ten pociąg... Grożono jej wyrzuceniem z pracy, a ona wyjaśniała, dlaczego tak postąpiła.
Jeszcze dywanik u naczelnego,
wyjaśnienia na piśmie i cisza, jakby nic się nie stało.
W 1980 roku "SM" opublikował 21 postulatów strajkujących
stoczniowców. Bez żadnych konsekwencji. Mniej więcej po roku
"SM" opublikował wywiad z Jackiem Kuroniem.
Tym razem naczelny nie ocalał.
Zespół redakcyjny zdecydował się go bronić. Ludzie z KC straszyli,
że to może mieć dramatyczne skutki dla Polski.
W ostatnim głosowaniu decydowano o kontynuacji strajku
lub jego zakończeniu. "Za" głosowała tylko kilkuosobowa redakcyjna "ekstrema"
oraz Grażyna i ja. Obydwoje byliśmy tak samo wkurzeni
na straszących i na przestraszonych, strajk okazał się podróbką.
Ona wkrótce odeszła z tej redakcji (ja odszedłem wcześniej).
Weryfikacja dziennikarzy "SM".
Pod drzwiami komisji weryfikacyjnej dziewczyny dostawały histerii,
chłopcy siedzieli nachmurzeni, tylko Grażyna nie ulegała emocjom.
Komisja usiłowała naprowadzić ją na słowo "socjalizm".
Powiedziała, że stan wojenny jej nie przeszkadza,
bo lubi robić na drutach i nie wychodzi z domu po 22.00.
Dla niej najważniejsza jest niezależność myślenia,
studiowała fizykę i Feynman ją o tym przekonał.
I ta niezależność nie pozwoli jej dołączyć do tłumu
rozbijającego sklepy mięsne, by zdobyć kiełbasę.
Ostatecznie nowy naczelny "SM" ją wybronił.
Pewnie powiedział, że młoda i głupia, a teksty pisze po "linii".
Jeśli tak powiedział, to ją obraził,
bo była jedną z najmądrzejszych osób w redakcji i nigdy tak nie pisała.
Gdy po latach została wyznaczona do odbioru
Brązowego Krzyża Zasługi, wyraziła brak zainteresowania.
Nie wiedziała, dlaczego ten krzyż, a poza tym nie lubiła
takich uroczystości. Nawet szacowny szef
stowarzyszenia dziennikarskiego osobiście ją zapraszał.
Oczywiście, bezskutecznie.
A sprawy osobiste?
Chłopak, z którym była związana wiele lat, który odchodził i wracał,
kiedy miał na to ochotę, bo - jak sama pisała - ją "stworzył"
i nazywał "dziwem natury", przy kolejnym powrocie do niej powiedział
"nie wydaje mi się, żebyśmy mogli się teraz zgodzić,
bo nie podporządkujesz mi się całkowicie".
Moja buntowniczka.
Andrzej