Grażyna Grzegorska-Wolin
1952-2025
Zawsze robiła coś niekonwencjonalnego. To jak chodziła,
jak mówiła, jak się uśmiechała, jak siadała i jak kochała,
u innych raziłoby, a to była jej siła.
Nie znosiła wszelkich zebrań, posiedzeń, uroczystości,
jeśli musiała brać w nich udział, to kryła się gdzieś z tyłu,
najczęściej wymykała się.
Znalazłem to w jej bardzo osobistym brulionie z 1980 roku,
bo w nim, w jej życiu, się pojawiłem.
6 lutego: W poniedziałek były (w redakcji) imieniny Andrzeja.
- Pomożesz mi - spytał, może poprosił. - Nie. - Nie??? Oczywiście,
że szłam mu pomóc. Przyniósł nowy obrus, tort, czekoladki i sporo
alkoholu. Ustawiłam to wszystko mówiąc, że idę, bo nie lubię takich
uroczystości. Poszłam, żeby nie widział.
Potem dzwonił dwa razy, ale mnie nie było.
I na tym w moim życiu powinno się skończyć, tym razem nie...
13 sierpnia: On: kiedy się pobieramy? Ja: boję się takich uroczystości.
On: To może być po cichu, żeby nikt nie wiedział. Ja: Dobrze.
To słowo "dobrze" jeszcze raz i jeszcze raz podkreślam.
To moje słowo, chociaż takie sobie, ale ja mu nadałam treść.
15 sierpnia: Kiedy dzisiaj na planowaniu (gazety) Oskar wygłaszał
exposé o sytuacji w kraju gryzłam palec i myślałam: "o, Boże,
jak to dobrze, że Andrzej tam siedzi naprzeciwko".
I jednocześnie myślałam: "gdyby ciebie nie było to teraz wstałabym
i wyszła, ale jesteś". Zostałam i po pracy mogłam wyjść z redakcji
z Baśką, gadać z nią i myśleć sobie
"we śnie, we mgle; we mgle, we śnie" i tak w kółko.
Skąd mi te myśli przyszły do głowy?
Po latach...
Z Biura Trybunału Konstytucyjnego
(to było jej ostatnie miejsce pracy) odchodziła w swoim stylu.
Rozesłała maila:
"Jako informacja publiczna" odebrałam dziesiątki telefonów.
Użerałam się z pieniaczami i wzruszałam ludzkim losem.
Nade wszystko jednak miałam przez ten czas niesłabnące wrażenie,
że biorę udział w czymś ważnym. Odmeldowuję się,
ale serdecznie dziękuję każdemu z Państwa, każdemu z Was, za te wspólne lata".
Ówczesny prezes Trybunału natychmiast zareagował
odręcznie napisaną karteczką: Koleżanko, jeśli pani myśli, że może tak odejść ...
i zaprosił na rozmowę, która trwała ponad godzinę.
Grażyna nie miała pogrzebu, chciałaby odejść niezauważenie,
wymknąć się. Na cmentarzu byliśmy tylko obydwoje, ja i jej prochy,
w betonowej urnie, w moich rękach.
Jak zawsze byliśmy blisko siebie.
Andrzej