Nadaj nekrolog
Imię i nazwisko:

Irena Gałuszka

Region:
Wrocław
Data emisji:
09.02.2024

Irena Gałuszka

Nie wiem jak zacząć pisać o Irenie, by sprostać prośbie
i oczekiwaniom Jej syna Piotra. Czy zacząć od "pieca", czyli od początku naszej znajomości,
czy snuć opowieść chronologicznie, czy opowiadać o Niej samej na podstawie tego co wiem,
czego się domyślam. Jak tu wybrnąć, by choć w części opowiedzieć,
kim była Irena Gałuszka.
Dla mnie to koleżanka ze studiów w PWSM we Wrocławiu. Ona na Wydziale III
Wokalnym, ja na Wydziale II Instrumentalnym. Wspólnych wykładów miałyśmy niewiele.
Niewiele, a mimo to latami zbliżyłyśmy się do siebie. Nawet bardzo blisko.

Irena wywoływała respekt. I to od początku, czyli od moich pierwszych kroków w PWSM
w roku 1952/53. Nie wiem czy wzrost Ireny, czy tubalny głos, który był tak męski,
że wywoływał przez telefon wiele humorystycznych pomyłek, czy to że Irena
utrzymywała jakiś dystans, który według mnie był podyktowany taktem i dyskrecją.
Niewiele mówiła o sobie, a i mnie nie przynaglała do zwierzeń. Nigdy nie słyszałam,
by źle o kimś mówiła "za plecami". Reagowała wprost, gdy znalazła się w takiej sytuacji.
Irena była mądra, uczciwa, odważna, szlachetna, prostolinijna, mogłabym mnożyć takie
przymiotniki. Ale była przede wszystkim dobra, myśląca o innych i śpiesząca
z pomocą spontanicznie.

Irena była osobą wesołą, radosną, optymistycznie nastawioną do przyszłości.
O przeszłości nie chciała wiele mówić. Z tych strzępów wspomnień jawi mi się Jej praca
w czasie okupacji w aptece, jakaś działalność konspiracyjna powiązana z pomocą dla więźniów
obozu w Oświęcimiu (mieszkała w tej okolicy), ale nic pewnego na ten temat nie wiem.
Mogę tylko snuć wyobrażenia i szukać podobieństwa na podstawie wspólnych przeżyć
w trudnym czasie, jakim był stan wojenny.

Jest rok 1980. Na terenie całej Polski powstaje i organizuje się Solidarność.
W PWSM we Wrocławiu również. Wybieramy Komitet spośród tych osób, do których
mamy pełne zaufanie. Przewodniczącym zostaje prof. Ryszard Bukowski, a Irena
wiceprzewodniczącą (Hania Kawecka i ja członkami Komitetu). Po miesiącach wytężonej pracy
w porządkowaniu "komuszych" zaniedbań (również personalnych) - Irena w stanie wojennym
za tę działalność zostaje aresztowana, osadzona w więzieniu we Wrocławiu,
a następnie przewieziona na szereg tygodni do Gołdapi obozu dla działaczek
Solidarności z całej Polski. O tym okresie Irena nie chciała wspominać. Nie utrzymywała
też kontaktu z byłymi współwięźniarkami, nawet po zwycięskich wyborach 4 czerwca 1989 roku.
Ja cały okres wspólnej działalności w Solidarności pamiętam dokładnie,
bo również nasi studenci strajkowali wzorem innych uczelni. Wtedy im (siedzącym
w budynku uczelni przez szereg dni) dowoziłyśmy z Ireną jedzenie. Pieczywo, biały ser, owoce,
nawet trudny do zdobycia papier toaletowy i wszystko o co strajkujący prosili,
a było przez nas do kupienia bez kartek w świecących pustkami sklepach.

To co dotąd napisałam można zatytułować: "Sylwetka Matki Polki", a przecież Irena
była śpiewaczką! I to jaką!! Obdarzona pięknym, unikalnym, najniższym żeńskim głosem
o wyjątkowej barwie, wielką muzykalnością i kulturą, mogła zrobić światową karierę.
Czemu jej nie zrobiła? Na pewno warunki zewnętrzne do tego się przyczyniły
(II wojna, okupacja), ale może również predyspozycje osobiste? Pamiętam, że Irena trudno
opanowywała tremę. Nie lubiła występować (jeszcze za czasów studiów) na naszych
cotygodniowych Wtorkach Muzycznych, które były dostępne dla publiczności.
Z czasem jednak do tego stopnia opanowała tę "dolegliwość", że Jej świetne role
w Operetce, występy na koncertach, liczne nagrania radiowe, uczyniły Ją ulubienicą Wrocławia,
a popularność objęła całą Polskę. Tu muszę wspomnieć słynne "Kasztany"
w niedoścignionym wykonaniu przez Irenę tego szlagieru.

Oprócz talentu wokalnego Irena była niezwykle uzdolniona aktorsko.
Była nieprawdopodobnie autentyczna w każdej roli, a przecież nigdy nie kształciła się
w tym kierunku. Za to tym swoim aktorskim talentem hojnie obdzielała swoich studentów
asystując na zajęciach gry aktorskiej, które prowadzili aktorzy Teatru Polskiego,
Igor Przegrodzki i Waldemar Karst.
Trudno mi ocenić pracę Ireny jako pedagoga śpiewu, bo się na tym nie znam.
Ale owocem Jej pracy są laureaci konkursów wokalnych,
również międzynarodowych, działający do dziś.

Czego jestem pewna, to tego, że sama się nieustannie dokształcała słuchając, czytając,
kontaktując się osobiście z tymi, od których mogła nauczyć się czegoś nowego, dobrego.
Dotyczyło to zarówno techniki wokalnej, psychologii, fizjologii, ogólnie medycyny,
wszystkiego co dla kunsztu wokalnego mogło posłużyć doskonaleniu rzemiosła.
Bo co innego podstawa, czyli rzemiosło, co innego artyzm, a jeszcze co innego talent.
Nad tym wszystkim ze znawstwem czuwała Irena, by z gąszczu tych uwarunkowań
wydobyć to, co stanowiło największą wartość dla adepta sztuki wokalnej,
z którym pracowała. Była wymagająca, sprawiedliwa, szczera w ocenie, troskliwa,
opiekuńcza również w sprawach osobistych swoich studentów.
Czyniła to dyskretnie i delikatnie z życzliwym uśmiechem, a pomagać zawsze lubiła.

Po pamiętnych wyborach 4 czerwca 1989 obie miałyśmy już prawo przejścia
na emeryturę. Ja z tej możliwości skwapliwie skorzystałam, a Irena nadal pracowała
na pełnych obrotach, kształcąc coraz liczniejsze grono garnących się do Niej śpiewaków.
Pisze w tym czasie książkę - kompendium wiedzy o śpiewakach i śpiewie. Jest to plon
Jej penetracji w archiwach wielu krajów, do których dotarła w swoich podróżach
w poszukiwaniu wiarygodnych informacji na temat wokalistyki. O tym wszystkim,
jak również o pobycie u syna w Stanach dowiaduję się fragmentarycznie i z opóźnieniem.
Nawet znajomość z Placido Domingo (tym guru wokalistyki do dziś) i kontakt z nim
w Metropolitan Opera w Nowym Jorku, nie był powodem przechwałek Ireny.
Zawsze pozostała skromna, dyskretna, tajemnicza.

Wszystko wydaje się być spokojne, unormowane. Irena dużo mówi o ukochanych
wnukach Emilce i Adasiu, pokazuje mi obrazy interesuje się nie tylko malarstwem,
ale i psychologią. Nadal utrzymuje kontakt ze swoimi studentami i absolwentami.
Niestety mąż, literat Leon Szwed vel Leonas vedas zaczyna niedomagać,
a Irena jak zwykle pełna energii w pierwszej kolejności myśli o mężu.
Częste pobyty w szpitalu na przemian z troskliwą opieką nadwyrężają Jej siły i zdrowie.
Tego okresu naszej bliskości nie będę opisywać. Nie chcę. Pamiętać chcę Irenę pełną życia,
energii, werwy, humoru, pomysłów. A tymczasem po śmierci męża (2003)
Irena izoluje się. Rozmawiamy. Może nawet więcej i częściej, ale tylko telefonicznie.
Mało wychodzi z domu, a i nie zaprasza do siebie. Choruje. Aż w końcu znajduje się
w szpitalu. I tam odwiedzam Ją z Hanią Kawecką ("stara gwardia" Solidarności z PWSM).

Pamiętam to nasze spotkanie w szpitalu O. Bonifratrów przy ul. Traugutta. Wchodzimy
na salę. Ireny nie ma, a leżące panie mówią, że na pewno siedzi na korytarzu, bo może chodzić.
Od razu dodają, że im pięknie śpiewa, jest wesoła, i że wszyscy Ją lubią,
i że nawet uczy ich śpiewać. Mówią wszystko pospiesznie jakby nas chciały upewnić
jak tu im z Ireną jest dobrze i jak Ją cenią.

Rzeczywiście Irenę zastajemy na korytarzu. Pamiętam, że w wiklinowym koszyczku
przyniosłyśmy jakieś owoce i słodycze, na co Irena zaraz powiedziała: "ja nie mogę
tego jeść, ale moje panie się ucieszą". Czyli cała Irena! Od razu myśli o drugich.
Rozmawiamy serdecznie, czujemy, że naszą wizytą jest ucieszona. Na rękach ma jakieś rurki,
przewody, -po odłączenie których zjawia się wkrótce pielęgniarka. Przychodzi również lekarka
i pamiętam, że wypytuje Irenę o jakieś szczegóły samopoczucia z dnia dzisiejszego.
Nie czuje się pośpiechu, a jedynie zainteresowanie pacjentką, serdeczność, troskliwość,
a nawet sympatię. Kończy się nasza wizyta. Pożegnanie.
Nie przeczuwamy, że jest ono ostatnie.

...11 lutego 2010 r. o godz. 12 na cmentarzu przy ul. Bujwida Irenę żegna cały Wrocław.
Tłumy tych, którzy Ją znali i kochali, i tłumy tych, którzy kochali Jej głos, a Jej samej nie znali.
Cała uroczystość była doniosła, godna. Oprawa muzyczna mszy świętej piękna.
Wystąpili zarówno muzycy PWSM, jak również członkowie Chóru Polskiego Radia.
A wszyscy żegnający Irenę słowem, nie ukrywali swego wzruszenia i smutku,
przedstawiając Jej życiorys w czasie przeszłym.
Dziś możemy dawać dowód pamięci o Irenie przychodząc na cmentarz na pole nr 9,
gdzie po 7 latach samotności bez ukochanego męża wspólnie oczekują naszej myśli.

wspominała Alina Głowacka-Szłapa

Szukaj nekrologów i wspomnień

Powiadom znajomego

Inne nekrologi