(1965-2010)
ks. gen. bryg. ADAM PILCH
Los zetknął nas, gdy jako młody ksiądz zimą w Jaworniku wprowadzałeś nasze dzieci na ścieżki wiary. My, rodzice, też się przysłuchiwaliśmy, bo miałeś od Boga dar porozumiewania się ze wszystkimi. Byłeś z nami zawsze: na saneczkowym stoku, w wieczornym skupieniu, w nocnych rozmowach. W spotkaniach z Tobą uczestniczyli także ci z rodziców, którzy nie byli
ewangelikami. Przesuwają się zatrzymane w pamięci migawki, jak ta:
dzieci toczą walkę o dzwonek, duży ręczny, którym zwoływani byliśmy na posiłki, przydzielany codziennie przez Ciebie jako nagroda; od niego przylgnęło do Ciebie przezwisko
Bim-Bam, albo ta: babci Radka pytanie rzucone przy śniadaniu
"czy wiecie co to były za hałasy dziś w nocy", bo ja myślałam, że to Adam
zakrada się do Kornelii" (w rzeczywistości nietrzeźwy miejscowy parafianin
dobijał się do Ciebie po poradę), albo żarty przy szklance sangrii
mieszanej soplem urwanym z dachu jawornikowego ośrodka.
"Bo dostaniesz halabardą" stało się dziecięcym okrzykiem bojowym po tym,
jak ze swadą odczytałeś im Szelmostwa Lisa Witalisa.
Od pierwszego spotkania chcieliśmy Cię mieć blisko siebie,
więc ucieszyliśmy się, że po skończeniu wikariatu zostałeś w Warszawie.
Potem przeprowadzaliśmy Cię do mieszkania na Puławskiej.
Wrastałeś w nowe miejsce i siłą rzeczy ubywałeś z naszego życia.
Lata mijały, dzięki swym duchowym zaletom i pomimo skromności,
wyrażającej się m.in. brakiem dążenia do zaszczytów, wstępowałeś na kolejne stopnie życia pasterskiego, przyszła służba duszpasterska w Wojsku Polskim. Zdawało się, że jesteś daleko i wysoko, a tu niedawno już drugie z nas pokolenie spotkało Cię w Jaworniku. I!?
"Ten ksiądz Adam to opowiada tyle kawałów po nocy, że nie mogę spać"
zapodała niedawno wnuczka jednego z nas.
Czyli niewiele się zmieniło, pozostałeś bezpośredni, przystępny.
Znałeś nas i myśmy Ciebie znali.
Straciliśmy Dobrego Pasterza
Żegnaj Bim-Bamie
Agnieszka, Andrzej, Ania, Anka, Asia, Bogusia, Hanka, Iza, Kasia, Leszek, Lidka, Marysia, obie Magdy, Radek, Romek, Tomek