Z głębokim smutkiem i osobistą stratą
przyjąłem wiadomość o odejściu, przeżywszy lat 111
Wandy Szajowskiej
mojej wieloletniej Przyjaciółki, osoby wielce serdecznej,
pianistki, znawczyni świata opery i muzyki.
Lata temu, wprost nieprawdopodobny przypadek sprawił,
że nasze drogi się skrzyżowały, i pomimo dzielącej nas różnicy
wieku i odległości, nasze wspólne zainteresowania natychmiast
splotły nierozerwalną więź. Na zawsze pozostaną mi w pamięci
nasze wielogodzinne telefoniczne rozmowy na odległość,
i ta jedna wizyta w mieszkaniu Pani Wandy,
kiedy dane mi było słuchać do późnych godzin nocnych,
Jej wzruszającej gry na fortepianie, z pamięci.
Pani Wanda kochała swój dębowy fortepian, przywieziony
przez Jej matkę po wojnie z domu we Lwowie do Krakowa,
zniszczony przez lata ukrywania w stodole, a potem
przez ulewne deszcze podczas transportu furmanką,
ale za to o wyjątkowym brzmieniu. No, i ta fenomenalna pamięć
Pani Wandy, co powodowało, że w naszych kontaktach
musiałem zawsze trzymać się na baczności.
Pamiętać też będę, jak bardzo przeżywała odejście
Śp. Bogusława Kaczyńskiego, tego radiowego dla Niej łącznika"
ze światem opery i muzyki, ale - ponad wszystko - człowieka
wielkiej kultury osobistej, którego wprost uwielbiała,
i którego audycji wiernie słuchała.
Tych i wielu innych epizodów okresu naszej przyjaźni będzie mi teraz, Droga Pani Wando,
ogromnie brakowało.
Stefan Liban
Londyn