Wraz z nadchodzącą wiosną, odeszła
Teresa Możdżyńska
z domu Dziurska
W słuchawce telefonu zdążyła jeszcze usłyszeć od córki
"Kocham Cię Mamo!". Joanna przez łzy wypowiedziała to,
co powiedzieliby też Filip i Oliver, dodając słowo Babciu!
Przyjaciele pomyśleliby tak samo, bowiem Teresa na to zasłużyła
wyrazistym intelektem, do końca zachowaną jasnością umysłu,
wiernością poglądów oraz smakiem wyborów.
Ciekawie opowiadała o swoich podróżach, spotykanych ludziach.
Kochała mały rodzinny Opatów i jego bogatą, wielką historię.
Stamtąd przeniosła się do Warszawy na Powiśle,
z którym związała się już na zawsze.
Lubiła spotykać przyjaciół i spędzać z nimi czas, grając w brydża
i rozmawiając, rozmawiając. Była elokwentna, ekspresyjna
i bardzo serdeczna. Taka była od przedwojnia, w okupację,
w czasach odmienności ustrojów i gdy w Europie znów zapanowało
hasło francuskiej wolności ludów "liberté, égalité, fraternité".
Francja i jej język stały się Jej drugim adresem duszy.
Francji powierzyła też losy jedynej córki Joanny i obu teraz dorosłych wnuków:
Filipa i Olivera wraz z ich bliskimi. Terenia bywała tam po kilka razy w roku,
dzielnie pokonując trudności w chodzeniu.
W Warszawie, po ukończeniu specjalności w protetyce dentystycznej,
do końca miała pracownię. Była mistrzem w swym fachu i wielu
pacjentów Ją ciepło i z wdzięcznością wspomina. Kochała prawych ludzi, zwierzęta,
a koty szczególnie, jak sam autor opowieści
o "Dziadku do orzechów" D.T.A.Hoffmann.
Była niezłomna w przekonaniach iż demokratycznie uchwalona
Konstytucja stanowi kanon sprawiedliwości ustrojowej Państwa Polskiego w Unii Europejskiej.
Nie mogąc w swej fizycznej bezradności
uczestniczyć w marszach dla obrony idei demokracji, z okna swego
mieszkania, zawsze długo i gorąco pozdrawiała protestujących.
Tak samo w czasach Solidarności jak i przez lata ostatnie.
Będzie nam bardzo brakowało Jej poczucia humoru, ciętej riposty,
trafności spostrzeżeń i serdeczności.
Najbliżsi